Sylwetka Patrona

Urodził się Francesco 1 marca 1826 roku. w Bergamo, w Lombardii, w rodzinie kupieckiej. Jego ojciec – Arcangelo – był właścicielem sklepu tekstylnego pod Partico die Gentiloumini, matka – Angela Magno – pochodziła również ze znanej rodziny kupców i właścicieli ziemskich.

 Pierwsze imię nadano mu prawdopodobnie po dziadku, zaś na cześć wuja, dygnitarza miejskiego, dodano mu drugie imię: Józef. Mały Franciszek, zwany przez wszystkich Ceccho, skończył szkołę podstawową w rodzinnym Bergamo. Od wczesnego dzieciństwa był poważny, małomówny, zamknięty w sobie. Mimo tego, że był dość chorowity, uczył się Francesco bardzo dobrze i we wszystkich czterech klasach otrzymywał świadectwo z wyróżnieniem. Po ukończeniu szkoły podstawowej zapisano go do Kolegium Biskupiego Celana w Wal S. Martino, które w owym czasie uchodziło za najnowocześniejszą szkołę w całej Lombardii – Wenecji. Spędził tam cztery lata.

W roku 1840 pracował przez pewien czas w sklepie u ojca i w fabryce tekstylnej u wuja, a następnie został wysłany do Mediolanu na studia handlowe. Było oczywiste, że jako jeden z najstarszych synów (miał jeszcze pięciu braci: Karola, Józefa, Ludwika, Jana i Piotra) obejmie z czasem dobrze prosperujący sklep ojca. O jego życiu i studiach w Mediolanie zachowało się niewiele wiadomości. Możemy się tylko domyślać, że przebywał wówczas wiele wśród patriotycznej młodzieży studenckiej, że jak inni jego rówieśnicy bywał gościem w mediolańskich kawiarniach, gdzie młodzież gorąco dyskutowała na tematy polityczne.

     W czasie „Pięciu Dni” (rewolucja z 1848 roku) Franciszek Nullo otrzymał swój chrzest bojowy. Na wiadomość o wybuchu rewolucji w Mediolanie z wielu miast lombardzkich pociągnęły do stolicy oddziały ochotnicze. Pierwsze pospieszyło z pomocą Bergamo, skąd około trzystu ochotników pod wodzą pewnego zakonnika – kapucyna, i dwu oficerów pieszo i wozami wyruszyło na odsiecz walczącemu Mediolanowi. Wśród nich znajdował się Nullo i dwaj jego bracia. Ochotnicy bergameńscy walnie przyczynili się do zwycięstwa powstańców, zdobywając 22 marca ważny punkt - Bramę Tosi ( dziś zwaną Bramą Zwycięstwa). W czasie szturmu zginął ów dzielny zakonnik, a brat Franciszka – Ludwik Nullo, został ranny w nogę. Następnie został on wyróżniony za odwagę w rozkazie dziennym. Nasz Ceccho zdołał go ulokować w miejscowym szpitalu, a sam wrócił do swego oddziału i jako jeden z pierwszych wszedł do uwolnionego miasta.

Życie i czyny Franciszka Nullo nieodłącznie związane były z osobą Garibaldiego i można przypuszczać, że już wtedy dwudziestodwuletni Nullo, jak cała patriotyczna młodzież włoska, zapłonął podziwem dla wodza, „czerwonych koszul” i postanowił oddać się pod jego rozkazy, skoro tylko szczęśliwy los pozwoli Włochom znów podjąć walkę w imię świętej sprawy ojczyzny. Zasmakował zresztą widocznie w zawodzie żołnierskim, gdyż po skończeniu tej nieszczęsnej wojny, zgłosił się dobrowolnie do Królewskiej Armii Sardyńskiej. Przez wiele miesięcy nie mógł jednak doczekać się zatwierdzenia swego stopnia oficerskiego – ochotnicy lombardzcy nie byli dobrze widziani w konserwatywnej armii Karola Alberta – toteż, jak się wydaje, zrezygnował chwilowo z kariery wojskowej.

Nullo, przybył do Rzymu 17 maja 1849 r. z większym oddziałem dowodzonym przez płk. Angela Masinę. Był to szwadron kawalerii złożony z młodych ludzi pochodzących w większości z północnych Włoch. Nosili junacką nazwę „lansjerów śmierci”.

Spośród mieszaniny przeróżnych, przeważnie skromnie odzianych i źle uzbrojonych mieszkańców miasta – studentów, rzemieślników, emigrantów różnej narodowości – „lansjerzy śmierci” wyróżniali się jednolitym, strojnym ekwipunkiem. Nosili szare mundury z czarnym szamerunkiem i olbrzymie czapy, na których były trupie główki, a na ramionach mieli długie, białe peleryny.

Obrona Wiecznego Miasta przeciw natarciu wojsk austriackich, burbońskich, a co bole­śniejsze - francuskich, broniących praw papieża, stała się szaleństwem. W epicznym odwrocie "Ritirata offensiva" Garibaldiego, Nullo towarzyszył mu, jako kwatermistrz wiernego do ostat­ka hufca straceńców. Jawi się także na czele 12 ułanów, jako wysłannik Wodza do republiki San Marino, aby uzyskać, choć chwilowe schronienie dla niego i jego umierającej żony. A gdy u brzegu morza rozstaną się najwierniejsi, Nullo przedziera się górskimi ścieżkami, wśród tysiąca przygód, do rodzinnych stron.

         We wrześniu 1849 r. Nullo powrócił do swego rodzinnego miasta, zastał je w nastroju ogólnego przygnębienia. Teatry i sale publiczne były zamknięte, nie odbywały się także tradycyjne targi Św. Aleksandra, nawet liceum było zamknięte. Policja austriacka, podobnie jak w całej Lombardii, ścigała patriotów włoskich. Nawet najmniejsze posądzenie o nieprawomyślność wystarczyłoby znaleźć się w więzieniu.

Niewiele brakowało, aby Nullo podzielił los wielu innych obywateli Bergamo.  Gdy pewnego wieczoru w listopadzie 1849 r. wychodził z restauracji, został aresztowany, rzekomo za to, że miał przy sobie nóż, który w chwili nadejścia policji rzucił na ziemię. Za posiadanie tej „ groźnej broni” został początkowo skazany na trzy miesiące aresztu, który mu potem zmniejszono do sześciu dni. W sądzie tłumaczył się, że był pijany. Widocznie uważał, że lepiej zyskać sobie u władz austriackich opinię młodego, nieodpowiedzialnego hulaki czy też chuligana, niż narazić się badanie swej rewolucyjnej przeszłości. Wyrok był tak łagodny, ponieważ sąd uważał, że jego postawa polityczna, moralność, charakter i opinia nie budzą zastrzeżeń. Można się jednak domyślać, że zaważyła tu jakaś wysoka protekcja. Rodzina Nullów była zamożnie usytuowana, a ich kuzyn - monsignore Giutio Arigoni - został świeżo mianowany arcybiskupem Lukki.

Na pierwsze wieści o wyzwoleńczej woj­nie w Piemącie, Nullo podnosi głowę od swoich ksiąg rachunkowych i warsztatów. Już 3 maja 1859 roku, w pierwszych dniach formowania ochotniczego korpusu, Nullo zjawił się w Turynie. Za własne pieniądze zakupił konia, mundur oraz broń i zgłosił się do powstającego oddziału gwidów (zwiadowców) – oddziału, w który przeistoczył się dawny oddział Lansjerów Śmierci Masiny. Była to niewielka, ale wyborowa formacja, złożona z najodważniejszych i najbardziej wytrwałych żołnierzy. Jeszcze 24 kwietnia, przed wyjazdem z Bergamo, Nullo sporządził testament, w którym swą generalną spadkobierczynią uczynił matkę Angelę i polecił jej opiece „drogą Celestynę, którą po Tobie i po Ojcu kocham najbardziej”. W tym dokumencie po raz pierwszy spotykamy się z imieniem tej młodej osoby, która do końca życia stanowiła jedyną wielką miłość naszego bohatera. Niewiele o niej wiemy poza tym, że nazywała się Belotti i była skromną modystką w Bergamo. Nie znamy żadnego z jej portretów, wiadomo tylko, że była młodsza od Nulla o 8 lat.

Ze szczupłej korespondencji, jaka zachowała się po śmierci Nulla, możemy jedynie wnosić, że była to dziewczyna pełna prostoty i wdzięku, niczym się jednak szczególnie nie wyróżniała. Wydaje się, że odmiennie niż w przypadku Garibaldiego, kobiety nie odgrywały w życiu Nulla ważniejszej roli. Także pod tym względem był wzorem skromności i powściągliwości.

Nullo był zawsze w awangardzie, pilnie wypatrując wrogów ukrytych w różnych stronach. Dowodem jego męstwa jest przydomek „rompiedlo” („łamikark’’), który nadali mu koledzy. Szczególnie odznaczył się 27 maja w bitwie pod San Farmo, gdzie wziął do niewoli austriackiego kapitana.

7 czerwca Nullo i jego przyjaciel, Antoni Curo, zrzucili wojskowe mundury i w cywilnych ubraniach, na polecenie Garibaldiego, przekradli się przez linię frontu do Bergamo. Chodziło o to, żeby zebrać wiadomości o sile wojsk austriackich znajdujących się w mieście.

Możemy sobie wyobrazić zdumienie i radość jego matki i narzeczonej, gdy ich ukochany, tak nieoczekiwanie zjawił się w domu!

W jesieni 1859 r. nazwisko Garibaldiego było na ustach wszystkich Włochów. Zapał patriotyczny był tak powszechny, że natychmiast zgłosiło się bardzo wielu młodych ludzi do jego oddziałów, z których Nullo wybrał ostatecznie trzystu. Wyjechali z Bergamo do Genui pociągiem wieczornym 3 maja 1860 roku. by już 5 maja wsiąść na statek płynący w kierunku Sycylii. Po drodze, w Mediolanie, przeprowadzono jeszcze jedną selekcję i ostatecznie ograniczono ilość ochotników do 180. Tworzyli oni tzw. Żelazną Brygadę Garibaldiego.

W czasie walk na Sycylii Nullo został ranny w pierwszej bitwie pod Calatafimi, ale już kilka dni później wsławił się brawurowym atakiem swego oddziału na barykadę w Palermo. Pod koniec lipca wyjechał na krótko do Bergamo, by powrócić na Sycylię na czele 300 nowych ochotników. Walcząc z rozkazu Garibaldiego w Kalabrii odnosi Nullo znaczące zwycięstwa nad wielokroć liczniejszym przeciwnikiem. 21-go sierpnia pod Reggio walczy dwie godziny pod gradem kul i zostaje mianowany ma­jorem na polu bitwy.

 

Lata 1861 – 1862 były dla Francesca Nullo okresem odpoczynku i pracy przy tkaninach. W roku 1861 otrzymał na wystawie florenckiej medal za swoje tkaniny. Ale nadal często wzywał go do siebie na poufne narady stary Wódz, nie mogący pogodzić się z faktem, że są jeszcze prowincje jęczące pod jarzmem wroga, że niewolną jest Wenecja, że Rzym nie jest stolicą Italii. W roku 1862 na wiosnę, rząd, dla uspokojenia obaw Austrii, aresztował Nulla, obwiniając go o organizowanie wyprawy do Trentina i gromadzenie broni w Samico, i osadził go w Brescji. Ludność jednak urządziła tak burzliwe manifestacje przed więzieniem, krzycząc: „My chcemy Nulla!” - że rząd musiał go wnet wypuścić, w obawie poważnych rozruchów.

Uwolniony Nullo przedziera się do Garibaldiego, który zamierza rozpaczliwą wyprawę pod hasłem: Roma o morte! W nieszczęsnej bitwie pod Aspromonte Nullo jest w sztabie Wodza. On to chwyta rannego w ramiona, on prowadzi pertraktacje z dowódcą wojsk królewskich: Pallavicinim. Uwięziony razem z Garibaldim, zostaje zamknięty w forcie Fenestrelle, aż do amnestii, która łagodzi bolesną sprawę. Wraca następnie do Bergamo i znów nie na długo, bo oto na pierwsze wieści o powstaniu w Polsce i o sukcesach Langiewicza organizuje wyprawę ochotniczą, za­mierzając oddać się pod rozkazy polskiego Dyktatora, swego kolegi z „Tysiąca”.

„- Któż mógł go powstrzymać! - mówił Garibaldi - rwał się do Polski, aby krwią naszą zapłacić za tę - krew, jaką Polacy przelewali na wszystkich polach Europy niewdzięcznej, okrut­nej, samolubnej, która ich opuściła. Ach, Nullo!”

Z początkiem 1863 r. Nullo przebywał w Bergamo. Możemy się domyślać, że był jednym z inicjatorów petycji mieszkańców tego miasta do parlamentu w sprawie polskiej, gdyż liczne świadectwa z tego okresu dowodzą, że wydarzenia polskie bardzo go poruszyły..

W okresie swej młodości Nullo zetknął się także z Legionem Mickiewicza, a pamięć o towarzyszu walk M. Langiewiczu, który właśnie zaczął odnosić sukcesy w Polsce w Powstaniu Styczniowym, była wciąż żywa. Miało to niewątpliwie wpływ na decyzję Fr. Nullo, by wyjechać do Polski na czele oddziału ochotników.

Poszło więcej - niewielka gromadka, ale ludzi godnych, oficerów dzielnych: Mazzoleni, Marchetti, Arcangeli, Christofoli, Dilani, zwany Farfarello, Sacchi, Testa, sami "młodzi weterani", od lat walczący pod znakiem Garibaldiego i w szkole Nulla, który „sam nie znając, co zmęczenie, przyzwyczaił swoich lu­dzi do tego, że stali się jakby z żelaza" — żołnierze żelaznej kompanii spod Marsali. Dwudziestu kilku z samego Bergamo, inni z różnych okolic Italii.

Do Polski ochotnicy włoscy przybywali nie tylko przez Kraków, ale także przez Lwów i Poznań. Władze zaboru rosyjskiego były w stałym kontakcie z władzami zaboru pruskiego i austriackiego..

W Krakowie umieszczono Nulla w mieszkaniu archi­tekta inż. F. Pokutyńskiego przy ul. Brackiej 11, zaś innych uczestników wyprawy bądź to również w mieszkaniach prywatnych, bądź też w hotelach. Te ostatnie nie okazały się jednak bezpieczne, bo czujna policja austriacka już wkrótce aresztowała 9 Włochów i odstawiła ich z powrotem do granicy

Przed opuszczeniem Krakowa Nullo sporządził doku­ment, mający jakby charakter testamentu. Oto jego treść:

 

„Bracia Przyjaciele włoscy! Pomyślcie o nas, którzy tu walczymy za Polskę, nieszczęśliwą siostrę naszej ojczyzny. Nie mówcie z lekceważeniem, że my, Włosi, porzuciliśmy Italię, choć Rzym i Wenecja są jeszcze w niewoli. Robimy to z umiłowania wolności, pragnąc dać dowód przyjaźni Polsce, która wysłała swych synów, aby ich krew mieszała się z naszą na bitewnych polach południa. Ufajcie, że Bóg wspo­może wysiłki narodu, który pragnie być wolny. Bądźcie zgodni i zjednoczeni wokół sztandaru, który podniósł Gari­baldi. Jeżeli umrę, przypomnijcie sobie, za co umarłem, pamiętajcie także, że również w Polsce moim ostatnim wołaniem będzie: Niech żyje Italia!”

 

          Uczestnicy wyprawy Miniewskiego i Nullo wyruszyli 2 maja z Krakowa, małymi grupkami na punkt zborny koło Krzeszowic, gdzie 3 maja rano otrzymali broń i amunicję, a ochotnicy włoscy czerwone, garibaldyjskie koszule. Oddział w kierunku granicy zaboru rosyjskiego przemaszerował lasami, koło Ostrężnicy i Czyżówki..

Granicę przekroczyli w nocy 4 maja obok uroczyska Ćwienk, w pobliżu posterunku granicznego. Wczesnym rankiem powstańcy znaleźli się na dużej polanie leśnej.  Z lewej strony widać jeszcze było światła wsi Podlesie.  Tu zatrzymali się znużeni długim, wyczerpującym marszem. Jednakże już o godzinie 830 przednie straże Oddziału starły się z podjazdem moskiewskim, który jednak wkrótce wycofał się.

Legia Cudzoziemska Nulla, mając za zadanie osłanianie tyłów całego Oddziału, nie brała bezpośredniego udziału w bitwie.

 

Bitwa pod Krzykawką – bohaterska śmierć pułkownika Nullo

Późną nocą z 4 na 5 maja, po forsownym, nocnym marszu (cały, 600 osobowy oddział posiadał jedynie 18 jeźdźców i tylko jedną podwodę, którą i tak musieli zostawić, bo ugrzęzła w napotkanych podczas marszu bagnach) oddział powstańczy znalazł się na polanie leśnej w pobliżu Krzykawki, tuż obok gościńca olkuskiego. Byli to po większej części młodzi chłopcy, „nie więksi jak ich strzelby", podzieleni na 4 kompanie strzelców i żuawów. Część powstańców udała się do dworku w Krzykawce, gdzie zajęła się zaopatrzeniem Oddziału w żywność. Znużeni, szybko zasnęli. Spali otuleni derkami, noc była chłodna, mżył drobny deszcz. O świcie ukazały się na horyzoncie od­działy rosyjskiej piechoty, wiezione — widocznie dla po­śpiechu — na wozach. Zarządzono pobudkę. Nullo — obu­dzony ze snu — skrzepił się kieliszkiem wódki, przekąsił odrobiną prażonej kaszy — i objął komendę prawego skrzydła. Lewym dowodził hr. Czapski. Rosjanie usa­dowili się w sąsiednim lesie, od powstańców dzieliło ich około 250 metrów otwartej przestrzeni. Obie strony nie kwapiły się do ataku, Polacy również byli osłaniani przez zarośla leśne i niewysoki wał, nazywany „groblą". Roz­poczęła się obopólna wymiana strzałów i wkrótce dwu włoskich ochotników — por. Marchetti i Arcangeli — zostało rannych. Nullo, bojąc się, że Rosjanie zechcą okrążyć powstańców ruchem oskrzydlającym, zdecy­dował się wywabić wrogów z lasu i doprowadzić do star­cia wręcz. Wsiadł, więc na konia i przejeżdżał groblą wzywając powstańców do ataku. Był całkowicie spo­kojny i opanowany, palił swe ulubione cygaro i co chwila wołał jedyne znane mu polskie słowa: „Naprzód, na bagnety!” Ta brawura skończyła się tragicznie. Kula rosyjska trafiła jego konia w nogę, a zwierzę upadając pociągnęło za sobą, jeźdźca. W chwili, gdy Nullo, uwal­niając się nogi ze strzemion, wydobywał się spod wierzchow­ca przy pomocy towarzyszy, został trafiony kulą w bok. Pocisk przebił pas od szabli i kierując się w górę trafił go w samo serce. „So mort!” (So mort — jestem zabity — w dialekcie pergameńskim) zdążył tylko wypowiedzieć bohaterski garybaldczyk i zakończył życie.

 

Metryka zgonu Nulla wpisana jest w duplikacie aktów stanu cywilnego rzymskokatolickiej parafii Olkusz za rok 1863 pod numerem 65:

 

 

„Działo się w mieście Olkuszu dnia dziewiątego maja tysiąc osiemset sześćdziesiątego trzeciego roku, o godz. ósmej rano. Stawili się Antoni Boruszyński, felczer przy Szpi­talu Chorych, lat trzydzieści dwa, i Józef Nowakowski, organista miejscowy, lat czterdzieści cztery mający, tu w Olkuszu zamieszkali, i oświadczyli, że pod wsią Krzykawka, skutkiem zaszłej utarczki wojennej, w dniu piątym maja roku bieżącego, o godzinie niewiadomej, umarł Fran­ciszek Nullo, lat około trzydzieści pięć liczący,  pochodzić mający z zagranicy, i miał pozostawić żonę z imienia i nazwiska oraz zamieszkania niewiadomą; inne szczegóły, dotyczące osoby zmarłego, stawającym nie są wiadome. Po przekonaniu się naocznie o zejściu Franciszka Nullo akt ten stawającym przeczytany i wraz z Nami podpisany został.  Na  oryginale podpisano:

A.J. Ćwikliński, Proboszcz. Antoni Boruszyński, świadek. Józef Nowakowski, świadek.

 

 

Dnia 12 maja w kościele 00. Kapucynów w Krakowie odbyło się nabożeństwo żałobne ,,za duszę śp. generała Franciszka Nullo, kawalera siedmiu orderów wojsko­wych, poległego dnia 5 maja pod Krzykawką w Kró­lestwie Polskim”.

 „Nie było obawy, aby ten człowiek się poddał, aby dał się użyć za narzędzie kliki lub partii. To była bezinteresowność uosobiona i godzien był pod względem wielkiego serca swe­go starego Wodza”, - napisze Francuz Andreoli, uczestnik Legii, szkicując portret pułkowni­ka.

Był to człowiek, który budził bezwzględne zaufanie, kto go ujrzał, musiał pokochać go od razu. Jeżeli kto był bezinteresowny, to chyba on”.

Takie były jego dzieje na polskiej ziemi. Miał dopiero 37 lat, gdy wedle słów poety, "na sercu Polski skończył się poemat jego życia", ale była to indywidualność tak już skończona, tak skrystalizowana w swojej prostolinijnej ideologii heroicznego junactwa i bezmiernej ofiarności, że właściwie piękna śmierć była tylko harmonijnym ukoronowaniem pełnego sławy żywota.

 

Pogrzeb płk Francesco Nullo

 

Ciało płk. Fr. Nullo zbeszczeszczone i odarte z szat przez żołdaków moskiewskich zostało przewiezione wraz z ciałami Władysława Romera i Juliana nieznanego nazwiska, poległymi również pod Krzykawką do szpitala w Olkuszu. Pogrzeb odbył się po trzech dniach na Starym Cmentarzu w Olkuszu bez udziału ludności, której zakazano uczestnictwa w tej uroczystości. Brali w nim jednak udział na usilne i wielokrotnie ponawiane prośby, jeńcy włoscy i francuscy. Ich to właśnie obecność sprawiła, że sam pogrzeb miał uroczystą oprawę. Uczestniczący w nim żołnierze rosyjscy ulegli podniosłej atmosferze i oddali poległym należne honory wojskowe.

Mimo, że dowódca garnizonu olkuskiego, książę Szachowski, nakazał zrównanie z ziemią świeżej mogiły, co dzień widniały na niej świeże kwiaty, a w jakiś czas potem usypano tu nową mogiłę i ustawiono prosty, drewniany krzyż. W kilka dni po pogrzebie odbyło się w Krakowie nabożeństwo żałobne z udziałem niezliczonych tłumów patriotów polskich.

 

Grób płk. Francesco Nullo

 

W porozumieniu z Olkuszem utworzono w Warszawie tajny komitet budowy pomnika Nullo. W skład komitetu wchodzili: T. Korzon, A. Janowski, dr. J. Jaworski z Warszawy oraz dr. S. Buchowiecki, A. Minkiewicz, Okrajni, J. Jarno z Olkusza. Pomnik zamówiony u kamieniarza w Dąbrowie Górniczej - po jego zakończeniu - przewieziono w całkowitej konspiracji do Olkusza, ukryty w furze siana. Dla odwrócenia uwagi garnizonu wojskowego, notable Olkuscy wydali wystawne przyjęcie dla szarży wojskowej Rosjan, a prostym żołnierzom zapewnili odpowiednią ilość "wódki i jadła". Dzięki temu pomnik na mogile Nullo stanął w jedną noc w lipcu 1908 roku.